Historia kajetnictwa #2: Znaczki pocztowe

znaczków nie było szkoda - wszystkie powtarzały się w kolekcji

Mój drugi zrobiony kajet w życiu był poligonem nauki introligatorstwa. Długie i nieporadne składanie okazało się bardzo przydatne na kolejne lata robienia notatników.


Kiedy zapisałem swój pierwszy, ręcznie wykonany zeszyt, konieczność sprawienia sobie nowego wykorzystałem próbując nowych technik. Są dwie osoby, którym należą się w tym miejscu szczególne podziękowania. 
Za pokazanie mi potencjału papieru, którego używam do dziś, dziękuję Piotrowi Mańczakowi.
Za to, że mogłem wykraść pomysł zrobienia okładki ze znaczków pocztowych, dziękuję Piotrowi G.
Dzięki Wam chłopaki robię dziś to co robię tak jak robię.


Próbami i błędami przyjąłem sposób wklejania okładki, materiału na grzbiecie i lakierowania. Próbowałem różnych klejów i materiałów. Na zdjęciach widać, że kajet niejedno przeszedł i, co najważniejsze, wytrzymał. 

zalań było wiele...


Wtedy, a było to jeszcze w szkole, nie wiedziałem, że mapa, którą wklejam w wewnętrzną część oprawy, to wyklejka. Później długo tego nie robiłem, aż do niedawna, co widać w m.in. kajecie w podkowę, "dżinsowej kieszeni" i trójkącie pojezierskim

wyklejka przednia

wyklejka tylna
Z sentymentem przechowuję ten kajet, chociaż nieczęsto do niego zaglądam. Odegrał kluczową rolę w jednym z najważniejszych momentów w moim życiu. Ułatwił poznanie Kobiety. Może dlatego tak zająłem się kajetnictwem? Skoro mnie przyniósł szczęście tak wielkie, które trwa do dziś, to może robiąc podobne dla innych, przyczynię się do czegoś pozytywnego?