Kajet dla Kobiety w halce

Przy okazji pisania o kajecie od Krakowa do Warszawy wspomniałem, że kolejny w tym formacie (14 x 9) będzie otwierany pionowo w górę. 




Oprawy kajetów są albo skórzane, albo papierowe (chociaż zdarzały się też i jeszcze inne). W drugim przypadku nakładam lakier. Wiadomo, chroni przez przetarciami, brudem i wodą. Jednak walor praktyczny to jedno - poszukałem innych mając nadzieję, że Pan Picasso nie obrazi się na mnie za użycie Kobiety w halce.



Przy każdym kajecie uczę się czegoś nowego. Naprawdę - przy każdym. Przy tym nawet dwóch rzeczy. Jedną z nich jest sposób składania grzbietu tak, aby właściwie zachowywały się fałdy materiału. Daleko do ideału, ale jest już znacznie lepiej, niż na początku.




Drugą innowacją był sposób nakładania lakieru. Dotychczas po prostu pociągałem pędzlem ot tak, teraz jednak kolistymi ruchami wcierałem lakier małym pędzelkiem. Nie ukrywam, zadowolił mnie efekt (też w dotyku), a samo mazidło pokryło papier dokładniej i grubszą warstwą.


Swojego rodzaju nowością była też grubość notesu. Złożyłem go z 20 składek, co znaczy, że ma 160 stron. Nie brzmi imponująco? Można grubsze? 
Można, ale zazwyczaj kartki tak grubych notesów (i książek też) mają obniżoną gramaturę. A ten kajet czuć w ręce.

 Kajecik znalazł właścicielkę w osobie Ważnej Kobiety. Właściwie to nie musiał Jej szukać, bo robiony był z myślą właśnie o Niej.