Historia kajetnictwa #5: Kajet w podkowę

W styczniu 2014 roku odrzuciłem kanty i rogi na rzecz koła o średnicy 18 cm. W efekcie powstał kajet w podkowę. Był to mój piąty notatnik do zapisania.



Nakładające się fałdy materiałów, krzywe cięcie, nierówna wkładka - to cechy prototypu. Najnowsze kajety są ich pozbawione.

 
Powstały w eksperymencie, okazał się bardzo wygodny. Kończyły się strony w poprzednim kajecie, więc postanowiłem wypróbować ten format na sobie.


Szczerze - to chyba najlepszy format, w jakim zdarzyło mi się cokolwiek robić. Co prawda, nie zapewnia ochrony złożonym kartkom A4, ale wynagradzają to niepozorny rozmiar i praktycznie niezużywalność. 


Po ponad półrocznym, intensywnym go używaniu, pomijając małą plamę i lekko pożółkły brzeg stron, kajet wygląda dokładnie tak, jak zaraz po złożeniu. Nie pozaginały się rogi, bo... ich nie ma. 

Jedyną wadą jest czas jego wykonania. Jest zdecydowanie najbardziej pracochłonny.


Wysiłek to warty podjęcia. Tektura, której użyłem, wydaje astronomicznie przyjemny dźwięk przy zamykaniu kajetu. Pewnie i przyjemnie leży w dłoni, bo obciągnięty jest grubym zamszem.